Szymański Andrzej, „Ludowa” władza nieludzki reżim. Opolanie pomiędzy sprzeciwem a współpracą (szkice historyczno-prawne), Studia i Monografie nr 563, ISBN 978-83-7395-813-5, Opole: Wyd. UO, 2019, format B5,154 s., oprawa miękka, cena 14,70 zł
„W tekstach składających się na książkę ukazuję przede wszystkim ludzi, ich postawy, zachowania, które zawsze są fascynujące. Oni to przecież tworzą historię prawa. Na ich skórze jest ona zapisana, czasami dosłownie. Są najważniejsi. Funkcjonując na pewnym terytorium w określonym czasie „zmagają się” z prawem, każdy na swój sposób. Tworzą je, postępują zgodnie z jego nakazami lub je łamią. Potem odchodzą, a my mamy możliwość śledzenia ich drogi i uczenia się, poprzez wyciąganie wniosków z ich działań. Każdy z nich do nas mówi, tylko my rzadko chcemy słuchać. Chciejmy to uczynić, nim podążymy ich śladem.
Będą mówić i z kart tej książeczki. Pierwszy, najdłuższy tekst opowiada o współpracy pewnego księdza ze Służbą Bezpieczeństwa. Niewątpliwie dramat człowieka, który zdradza, jednak ważny jest także sposób działania instytucji, która go zniewoliła i której służył. Treść oryginalnych dokumentów wytworzonych przez SB oddaje ulotną tamtego atmosferę czasu (lata 60 – te i 70 – te XX w.) i miejsca (dekanat łański, Opolszczyzna, prowincja prowincji, zwyczajny zakątek tzw. Ziem Odzyskanych). Ja ją jeszcze pamiętam, lecz większość PT Czytelników już nie.
Tekst drugi mówi o bohaterach opozycji solidarnościowej. Chodzi o trzy osoby. Znajdujemy ich w szczególnej sytuacji – trafiają do ośrodków odosobnienia, są internowani. Sytuacja ta doskonale ukazuje ich charaktery, motywacje, duchową siłę. Nikt z nich nie wiedział, co będzie. Wielu z internowanych, szczególnie w pierwszych chwilach i dniach uwięzienia przygotowanych było na najgorsze. Według mnie, najsilniejsza była kobieta. To nieprawda, że kobiety są słabe.
I wreszcie KAP, czyli Krajowa Armia Podziemna z Szybowic u podnóża Gór Opawskich. Ani specjalnie wielka, ani specjalnie profesjonalna. Tworzona w skrajnie trudnych warunkach – wtedy, gdy zorganizowany opór przeciw sowieckiej dominacji zaczynał już wygasać. Tworzona przez ludzi, którzy nie byli zakorzenieni w ziemi, na którą rzuciła ich wojna oraz w społeczności, którą dopiero starali się wytworzyć i zintegrować. Byli przymusowymi przesiedleńcami ze Wschodu, ludźmi w zasadzie „nie stąd”. Ojczyzna ze Wschodu odeszła, oni przyszli za nią na Śląsk, tu starali się o nią walczyć, bo pamiętali Ją inną. Dzieje KAP przedstawiłem poniekąd „stronniczo”, rejestrując obraz jakby z krzywego zwierciadła, wynaturzony. Opisałem faktologię stworzoną przez komórki archiwalne SB w kilkanaście lat po rozbiciu organizacji oraz skazaniu jej członków i sympatyków. Esbeccy „historycy” tworzyli takie mikrosyntezy na podstawie posiadanych archiwaliów w celach, jak się wydaje, statystycznych. Spojrzałem na KAP oczami jej wrogów. Być może pozbawionych już nadwyżek rewolucyjnego zapału (minęły lata, epoka stalinizmu zakończyła się – przynajmniej formalnie), jednak przekonanych, zaciętych wrogów. Uzyskany obraz jest utrzymany w tonacji ciemnej, to oczywiste. Możemy tu jednak zaobserwować, co SB myślała i mówiła o swoich „zwycięstwach”, jak postrzegała pokonanych, jak wreszcie wyglądała komunistyczna „praworządność”. Obraz z założenia cząstkowy, domagający się uzupełnienia, dopełnienia, bo w obecnej wersji jest w zasadzie „nie – prawdą”. O KAP piszę także z osobistych względów. Moi dziadkowie ze strony ojca pochodzili z Mieszkowic, wsi odległej o kilka kilometrów od Szybowic, leżącej na tym samym Płaskowyżu Głubczyckim. Wiele nazwisk, które przewijają się w tekście słyszałem już bardzo dawno, jednak dopiero badając archiwalia dowiedziałem się, dlaczego były i są ważne. Zapraszam do lektury”.